Na granicy snów i rzeczywistości, w malowniczym zakątku Dolnego Śląska, australijska rodzina tchnęła nowe życie w stare budynki i ziemię przesiąkniętą historią. To, co stworzyli, jest niczym z opowieści — magiczne przestrzenie, spokojne zwierzęta i niepowtarzalna atmosfera. W dużej mierze dzięki ogromnemu sercu Rebeki, jej rodziny i ich nieustającej pracy. Dzięki uprzejmości Rebeki możemy także zajrzeć do galerii zdjęć, które pozwolą Wam poczuć wyjątkowy klimat tego magicznego zakątka.Zapraszamy Was w podróż do tego niezwykłego miejsca — poznajcie ich niezwykłą historię.
O pasji, marzeniach i drodze z Australii do serca Europy:
Dlaczego wybraliście Polskę?
Wybraliśmy Polskę, bo ta konkretna nieruchomość znajdowała się w idealnym miejscu, w centrum Europy. Dwie godziny do Pragi, trzy godziny do Berlina, dwie do Wrocławia, a do Drezna tylko godzina. Naszym pomysłem było stworzenie działalności związanej z końmi — przewozami bryczkami i przyjmowaniem gości. I właściwie to nam się udało! Ludzie z całego świata przyjeżdżają tu na nasze wyjątkowe przejażdżki bryczką do zamków na Śląsku albo na krótsze wycieczki. Przyciągamy również rodziny do naszych wiejskich apartamentów.
Mamy tutaj klub jeździecki, który oferuje regularne jazdy konne zarówno dla miejscowych, jak i dla naszych gości. Wiele dzieci oraz dorosłych z naszej okolicy rozpoczyna swoją konną przygodę właśnie w Gabi Horse Team "GHT". pracują tu doświadczone i profesjonalne instruktorki, które z pasją przekazują swoją wiedzę. Dzięki ich zaangażowaniu i indywidualnemu podejściu, nauka jazdy konnej jest bezpieczna i pełna radości. To działa świetnie i jest korzystne dla obu stron. Marzymy także, aby przyciągnąć tu więcej małych biznesów — może piekarnię, może małą wiejską kawiarnię. Spotykamy na swojej drodze wielu ciekawych ludzi z inspirującymi pomysłami.
Australia ma mniejszą populację, więc uznaliśmy, że Europa daje nam większe możliwości rozwoju. Gary brał udział w światowych zawodach w powożeniu bryczkami, trenował również w Szczecinie. Ja z kolei wiele razy podróżowałam po Europie — to idealne miejsce, by rozwijać kreatywność w sztuce oraz w artystycznym treningu naszych koni.
.jpg)
Czy decyzja o przeprowadzce była trudna?
Bardzo trudna. Australia jest na drugim końcu świata, to nie jest wycieczka na weekend — sama podróż zajmuje prawie dwa dni i stała się bardzo kosztowna. Zostawiliśmy za sobą rodzinę, sprzedaliśmy wszystko. Nasz stary pies, który miał 21 lat, odszedł tydzień po naszym wyjeździe — jakby czekał, aż wyruszymy.
Kiedy tu przyjechaliśmy, nie mieliśmy gotowego biznesu. Mieliśmy tylko naszą 17-letnią kotkę i dwójkę dzieci. Przez pewien czas mieszkaliśmy w dwupokojowym mieszkaniu w Görlitz bez mebli, które zaoferowano nam na start. Byliśmy za to bardzo wdzięczni — było ciepło, małe i przytulne. Spaliśmy na materacach, gotowaliśmy na małej kuchence elektrycznej. Każdego dnia wyruszaliśmy na farmę, zabierając kota ze sobą. Nauczył się chodzić na smyczy jak pies i codziennie schodził po 70 schodach.
Odwiedziliśmy wcześniej kilka nieruchomości w Polsce, w tym taką z działającym pałacem, ale nie szukaliśmy pałacu — bardziej interesowały nas budynki gospodarcze. Ta nieruchomość była najlepsza w stosunku do naszych możliwości finansowych i miała świetną lokalizację. Budynki wymagały remontu, ale były tu stajnie, miejsce na arenę jeździecką oraz baza do stworzenia zakwaterowania dla gości.
Jak porównujecie Polskę i Australię?
To trudne do porównania, to zupełnie inne światy. Lato tutaj jest przepiękne — nie za gorąco, mniej wilgotności niż w Australii. Zimą temperatury potrafią dochodzić do +17°C, co jest sporym kontrastem. Choć przyznam, że gdy przyjechaliśmy, było dużo chłodniej. Nasze pierwsze zimy miały -22°C i pół roku śniegu!
Europa i Polska mają o wiele dłuższą historię, jeśli chodzi o architekturę — jesteśmy nieustannie zachwyceni pięknem i dostojeństwem tych budowli, które przetrwały wieki. Przyroda tutaj jest bardziej subtelna i spokojna. W Australii natura jest “głośna” — tutaj jest cisza, spokój. Każdy kraj ma swoją unikalną urodę.
Co Was najbardziej zaskoczyło po przeprowadzce?
Zima! Nasz syn szybko nauczył się, że nie da się chodzić w krótkich spodenkach w takich temperaturach. Po wielu protestach pozwoliliśmy mu spróbować — to był ostatni raz! (śmiech)
Zaskoczyło nas też zainteresowanie, jakie wzbudzaliśmy. Na początku ludzie często się nam przyglądali, nawet przejeżdżając obok w samochodach. Teraz to już się nie zdarza.

Jak oceniacie lokalną społeczność?
Spotkaliśmy tu wiele życzliwych i pomocnych osób. Choć czasem ludzie są początkowo nieco nieufni, przekonali się, że jesteśmy zwykłymi ludźmi. Niestety, na początku mieliśmy bardzo trudne doświadczenia — nasz dom został podpalony, co było dla nas ogromną stratą, zwłaszcza że zginęły też zwierzęta. Tego bólu nie da się opisać. Ale społeczność pokazała wtedy swoje wielkie serce, pomagając nam się odbudować. To był ciężki czas, szczególnie dla naszych dzieci. Bez dobrych ludzi wokół nas nie dalibyśmy rady.
Co dla Was było najważniejsze przy tworzeniu tego miejsca?
Zawsze zależało nam na tym, by to miejsce miało dobrą, spokojną energię. To dla nas równie ważne, jak same remonty. Na początku panowała tu bardzo ciężka atmosfera. Dzięki pracy z końmi, ogrodom i bliskości natury udało się stworzyć przestrzeń, która przyciąga dobrych ludzi i pozytywne emocje. Goście często mówią, że czują spokój od razu po przyjeździe. Konie także są spokojne, co wpływa na całość. To jest dusza tego miejsca.
Z wielkim szacunkiem podchodzimy do historii budynków — ich trwałości przez wieki. Staramy się je podkreślić, tworząc wokół nich ogrody i przestrzenie, które je uwydatniają. Nawet nasz warzywnik w centralnej części farmy jest otwarty dla gości — mogą częstować się świeżymi plonami. Zwierzęta to ogromna część naszego życia, dlatego zachęcamy naszych gości do kontaktu z nimi. To bardzo ważne, by nie oddzielać się od natury. Nawet dzikie zwierzęta znajdują tutaj bezpieczne schronienie w drodze do okolicznych lasów.

Jak wygląda Wasze codzienne życie na farmie?
Skupiamy się głównie na pracy przy naszej posiadłości. Nasz syn ma niesamowity talent do prac rekonstrukcyjnych w stylu historycznym, co widać w wielu miejscach na farmie. Nasza córka ma z kolei wielkie serce do koni — zajmuje się ich codzienną opieką i pracuje z gośćmi, zwłaszcza przy kucykach.
Gary zarządza pastwiskami, końmi i organizuje wszystkie przejażdżki bryczką. Ja zajmuję się firmą, ogrodami, apartamentami i opieką nad naszymi zwierzętami. No i oczywiście moimi prywatnymi końmi, jak Bolek, którego zna wiele osób — to prawdziwy łagodny olbrzym.
Wszyscy włożyliśmy w to miejsce całe serce. To nie jest idealne miejsce, ale na pewno będzie lepsze, kiedy przyjdzie nasz czas, by przekazać je dalej. Mieliśmy wiele planów, niektóre już zrealizowaliśmy, inne wciąż wymagają czasu i środków. Marzymy o tym, by stworzyć małe centrum lokalnej społeczności, miejsce synergii różnych małych biznesów. Miejsce tętniące życiem.

Dzięki uprzejmości Rebeki możemy również zaprosić Was do obejrzenia wyjątkowej galerii zdjęć tego magicznego miejsca. Wejdźcie na teren ich posiadłości i poczujcie się, jakbyście przekroczyli bramę do świata baśni.
To nie jest zwykłe gospodarstwo. To miejsce, które budzi uśmiech, koi zmysły i przypomina, że magia istnieje — trzeba ją tylko dostrzec. Dzięki pracy, sercu i odwadze tej australijskiej rodziny, stara farma na Dolnym Śląsku stała się przestrzenią, w której każdy gość czuje się jak w baśniowej krainie.❤️❤️







.jpg)





.jpg)
.jpg)







Jak mogliśmy zauważyć Rebecca i jej rodzina z pasją tworzą to wyjątkowe miejsce, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Odwiedzający mogą spędzić czas blisko natury, poznać zwierzęta i skorzystać z rodzinnych atrakcji przygotowanych z myślą o najmłodszych — to idealna okazja na wspólną przygodę i niezapomniane chwile. Pamiętajcie o wcześniejszej rezerwacji terminu :)
.jpeg)
.jpeg)
Napisz komentarz
Komentarze