W piątek Walentynki i serduszkowy zawrót głowy! Czujecie to? Ja czuję bardzo wyraźnie. Jak pierda w zatłoczonym autobusie. Wyraźnie, nachalnie wciska się to zewsząd w nos, uszy i oczy, a Ty biedaku nie masz dokąd uciec. Musisz się temu poddać i oddać. Inaczej się udusisz. To nic, że trochę skiśniesz. Truje, ale nie zabija. Zupełnie jak miłość. Zwłaszcza ta średnio udana.
Od tygodnia zewsząd atakuje mnie kolor czerwony. Wystawy sklepowe jak w domach uciechy. Gacie uszyte z dwóch cienkich paseczków, które w zasadzie nie wiadomo na jaką część ciała nałożyć, w cenie porządnego swetra. Dookoła pełno serduszek, jakby Amor puścił pawia po wieczorze z wysokoprocentowym alkoholem w kolorze czerwonym. No i On! Amor. Główny sprawca tego zamętu fruwający bezczelnie nad ludźmi i szukający kolejnych ofiar. Strzeli i leci dalej. Nie zastanawia się co potem. Czy się ułoży, czy się rozłoży, czy się rozpadnie. Ojciec roku!
Ja zastanawiam się pomiędzy procą, a dubeltówką. Niech no tylko dorwę tego gnojka, to wsadzę mu łuk między serduszka, za te wszystkie nieszczęśliwe związki i wypłakane łzy.
Chłopy jak w amoku, zapewne rąbnięci w łeb strzałą fruwajtka, nagle sobie przypominają o kwiatkach. Jakby cały rok ich nie było! Jakby nagle odzyskali wzrok i zobaczyli, że na półkach sklepowych są inne rzeczy oprócz odżywczego czteropaku! Jakby nie mogli w ciągu roku raz na jakiś czas przytargać kobiecie krzaków z pola. Albo chociaż podwędzić sąsiadce z ogródka.
Kobity natomiast ubzdurały sobie, że Walentynki to jest ich święto. Że to je należy celebrować, rozpieszczać, adorować i prezentować. Należy! Cały rok. Ot co. Bo co dać chłopu w prezencie? Zupy, albo… Ciepłe skarpety. Żeby sobie w lutym kończyn nie odmroził. Bo chłop to prosta sprawa. Jak dziecko. Jeść, spać, buzi, s..ać. Więc prezentów nie potrzebuje.
Lubię to święto. Kolor czerwony, serduszka kwiaty. Kto nie lubi? Nie lubię na siłę, bo wypada. Cały rok się kłócą, ale Walentynki huczniejsze od ostatniej awantury. Nie ważne że pije, ważne że nie bije. Wiecie co wypada? Zęby, dyski z pleców i włosy na starość. Nie lubię na pokaz, żeby inni widzieli. Widzą więcej niż się wydaje. W końcu nikt bardziej nie obserwuje, niż ci pobożni i przyjaźni.
Kochajcie się cały rok. Doceniajcie częściej niż raz na jakiś czas, bo wypada. Kupujcie sobie kwiaty i skarpety bez okazji. Nie na pokaz. Dla siebie.
Ja? Może kupię fikuśne fatałaszki pod tytułem ,,Dziś coś będzie” i zastanowię się, czy luby był grzeczny. Bo jak nie przyjdzie w Walentynki z chabaziami, to nie ręczę za siebie. Bez przymusu oczywiście żadnego, ani presji. On już wie jaka presja go czeka. Od spania w garażu jeszcze nikt nie umarł. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Ech, byle przetrwać ten serduszkowy szał i nie zwariować.
Wszystkiego cudownego, słodkiego, miłosnego, radosnego, serduszkowego i zakochanego! Celebrujcie tak, jak tylko sobie lubicie. A jak nie lubicie – poświętujemy w Tłusty Czwartek. W to święto nie ma poszkodowanych, nieszczęśliwych ani przegranych. Szkoda, że nie ma Amora rzucającego pączkami… Pomarzyć można.
Napisz komentarz
Komentarze